Czarno Białe
BW
Czyste powietrze, źródlana woda w kranie, fiord, do którego można sięgnąć z okna, rodem z reklamy skaczące po łące młode kózki, wszędzie las, dobrzy ludzie, wymarzona praca, góry, kwarantanna na szlaku i te kurczaki w ogródku.
Brzmi bajkowo, nawet nierealnie – bo jak tyle dobra w jednym miejscu. Czym sobie zasłużyliśmy? Takim to dobrze – nic tylko zazdrościć. Idealne życie. Sam bym tak chciał. Bo co w mieście jest lepszego. Nic.
Czasem można się zapaść w tą idyllę jak w pierzynę, słodko drzemiąc, nie myśląc o reszcie świata.
Dopiero z czasem okazuje się, że to właśnie reszta jest tym ważnym ważnym.
Maciejka – wzorowy chłopczyk z katolickiej szkoły, który tylko czasami coś podpalił ukradkiem, zrzucił monitor z wieży strażackiej albo spędził noc biegając po śniegu w szortach rozgrzany sylwestrowym winkiem – przytoczył ostatnio słowa znajomego księdza. I nie ważne jest to zupełnie od kogo mądrość owa pochodzi – jak dla mnie mógłby to powiedzieć wytrawny grzybiarz, kasjer z żabki albo jeden z naszych kogutów (naturalnie, tylko w wigilię). Szło to tak:
„W życiu trzeba być trochę egoistą, żeby być szczęśliwym”
Bo to przecież egoizm w czystej postaci, wyjechać do tej bajkowej krainy, nie oglądając się za siebie i żyć tylko dla własnego ja.
No i zgoda, że dzięki temu mamy to co mamy i jesteśmy szczęśliwi. Jednak medal (jeśli nie z taniej czekolady) ma dwie strony. O tej drugiej już nikt nie myśli widząc piękne góry, czyste jezioro i puchate barany. Sami o niej czasem zapominamy.
Jednak korzystając z tej sielanki, zostawiamy za sobą naszych przyjaciół, zwierzaki i rodziny. Możemy skypować, dzwonić i szczekać do słuchawki, ale to tylko ziarenko nas w pustym słoju. Nic nie zastępuje bycia obok, czego teraz bardzo mi brakuje. Rodzina i bliscy wydają się silni, ale w każdej chwili mogą ukruszyć się jak herbatnik.
Kilka tygodni temu, siedzieliśmy przy winku na kanapie ze znajomymi i połamanym w kawałki serduchem, pośród okruchów herbatnika.
Każdy coś poświęca, traci, tęskni.
Podjęcie decyzji o wyjeździe zajmuje sekundę, później trzeba się zdecydować, czy da się radę żyć z medalem z czekolady, egoistycznie wybierając swoje szczęście.
Nie będę się więcej rozpisywać o utracie bliskich, lepiej wychodzi mi naśmiewanie się z kurczaków.
Tak tylko piszę, bo to emigracyjne historie, że przy zmianie życia na najbardziej bajkowe czai się zawsze coś maleńkiego, wartego ogromnej uwagi.
śmigiełko
28 sierpnia 2020at13:56Szymborska napisała kiedyś piękny wiersz “Nic dwa razy się nie zdarza”. Pamiętam, że robiłam do niego ilustrację zdając na studia. Najbardziej przykuwał moje uczucia fragment “Jesteś, a więc musisz minąć”.
Rodząc się rozpoczynamy powolną przygodę ze śmiercią. Zostajemy nieświadomie skazani na egzekucję – prędzej czy później.
Trzeba być egoistą. Trzeba dbać o to co dla mnie jest ważne. Trzeba pozwolić sobie na wolność. Trzeba kochać tych, których kochasz i dawać im to co najlepsze, ale nie kosztem siebie. Trzeba iść ramię w ramię patrząc w tę samą stronę. Trzeba przeżywać, bo mimo, że wydaje nam się, że posiadamy, a jednak nie posiadamy niczego na własność. Ale przeżyć nikt nam nigdy nie zabierze.
Wysyłam Ci miłość Agowco moja, również z innego kraju, również z tęsknotą.
Ola 🙂
Agowca
5 listopada 2020at09:47Szymborska to jedna z moich ukochanych poetek, dzięki Śmigiełko za ciepłe słowa <3
Kasia
28 sierpnia 2020at10:59Przesyłam dobre myśli Agula.
A “wiem, co czujesz” nie jest w moich ustach nieuzasadnionym frazesem.. Świat bywa niesprawiedliwy odbierając nam tych, których kochamy w najmniej oczekiwanych momentach. Wszyscy mówią, że ból przechodzi sam po pewnym czasie. Chcę im wierzyć. Trzymaj się mocno, x.
Agowca
5 listopada 2020at09:52Dzięki Kasia, dobre myśli powoli już dolatują, mam nadzieję, że do Ciebie również <3 Trzymaj się.