Wszystkie ogródki
1910
post-template-default,single,single-post,postid-1910,single-format-standard,qode-social-login-1.1.3,stockholm-core-1.2.1,select-child-theme-ver-1.1,select-theme-ver-5.2.1,ajax_fade,page_not_loaded,wpb-js-composer js-comp-ver-6.1,vc_responsive

Wszystkie ogródki

Zupełnie nie wiem jak zacząć, może bywa tak, gdy chodzi o ważniejsze sprawy, a może mój przegrzany wakacjami mózg pragnie odpoczynku, a ja zmuszam go do produkowania niepotrzebnych zdań…?

Zacznę od środka, bo to nie czasy pisania rozprawek na język polski i tak jak moge jeść placki ziemniaczane z frytkami, tak samo mogę zacząć od znanego wszystkim literackiego wątku z dupy.

Jest rok 1997, letnie słońce odznacza się na spoconych szelestach taty, mama popijaja namiętnie reklamowanego przez Pazurę Coolera, babcia walczy ze ślimakami, nie chcąc podzielić się z nimi nawet jedną truskawką, a mała Aga zakłada swój pierwszy ogród. 

Wszyscy delektujemy się błogim, wakacyjnym weekendem na działce babci Sabci, zielonej przystani pośrodku Warszawy, jeszcze niedawno będącej wsią po której snuły się krowy i piały koguty. Wspominki babci o ulicy Puławskiej, są jak drzwi do Narnii tamtejszych czasów.

Odbiegając od głównej myśli, bo czym byłoby spontaniczne pisanie, bez gubienia wątków – w nie tak zamierzchłych czasach, młodości babć naszego pokolenia, Sabina wpadła na pomysł ulepszenia swojej działki naturalnymi nawozami. Niektórym teraz w głowie wycieczka do OBI po organiczny, bezwonny kompost zamknięty, w krzyczącym o swoich nadprzyrodzonych mocach, pudełku.

Jednak w Sabciowych czasach była to wyprawa po cenny skarb, z metalowymi wiadrami dzwoniącymi w rękach. Babcia (nie będąca wtedy jeszcze babcią) przedarła się przez piaszczystą, ubitą i szeroką (dziś najdłuższą w Warszawie) drogę, na pole sąsiada hodującego krowy. Na potrzeby użyźnienia warzywniaka wystarczyłby symboliczny, krowi eko-placek, jednak darmowy nawóz i rodzinna mantra Jak za darmo trzeba brać, skłoniła babcię do wyładowania wiader po brzegi kupą. 

Stopa działkowa / nie procentowa 

Upał przypalał kark, suszył świeżo nabyte placki, osłabiając obładowaną babkę z każdym krokiem. Krasule przy ogrodzeniu obserwowały zachowanie, tego ponoć najmądrzejszego gatunku na ziemi, z czymś na podobę zdziwienia i krowiego zażenowania. 

Szeroka Puławska została w tyle, a krzepa babci-niebabci skończyła się 300 metrów od domu. Zmęczona i wkurzona, zostawiła gówniane bagaże na środku drogi i wróciła do siebie, w drzwiach informując dziadka, że czeka na niego brudna robota za płotem. Ostatecznie zachłanność na krasulowe odchody, zaowocowała (kiepskie zestawienie słów) bujnym, nawiezionym po brzegi ogródkiem.

I tak, chaotycznie błądząc po linii czasu, wracamy w upały lat 90-tych i małej Agi planującej swój pierwszy ziemski podbój.

Zacząć należy oczywiście od wybrania najlepszego z dziesięciu arów skrawku trawy bujnie kryjącej, zawczasu nawiezioną, działkę. 

Najbardziej ustronny i z potencjałem wydał mi się niewielki (jak teren pracownika korpo) fragment działki, tuż pod kwitnącą mirabelką. 

Wykradłam z kuchni wielkie (jak na mój wiek) nożyczki do papieru i przystąpiłam do prac ogrodowych. Przycięcie nożyczkami trawy na mojej pierwszej działce, zajęło kupę (że tak nawiążę do poprzedniej historii) czasu. Na przystrzyżonym terenie rozłożyłam kocyk, ułożyłam się w cieniu owocowego drzewa i wykończona pracami ziemnymi odpoczywałam jak Dyzio Marzyciel na łące (skoszonej nożyczkami). 

W tym czasie tata i jego dorosłe, zupełnie nielogiczne pomysły, wyciągnął kosiare z garażu i kosił pozostałe 999 metrów nieprzystrzyżonego ogrodu. Oprócz mleczy, trawy i szyszek, skosił także moje korekcyjne okulary. 

Większość zapamiętała ten dzień, jako pierwszy krok ku dziecięcej ślepocie, jednak dla mnie, był to dzień właścicielki ziemskiej, troszczącej się o swój prywatny ogród, może jeszcze nie tak jak babcia, ale z bardzo obiecującą perspektywą.

Od zawsze posiadanie swojego własnego skrawka ziemi, było jakiegoś rodzaju pragnieniem, fantazją. 

Kolejnym prawdziwym ogrodem, za który byłam na swój sposób odpowiedzialna, okazał się zielony teren wokół wynajmowanego przez nas domku w Kaninie. 

Przeprowadziliśmy się z Maciejkiem do 25 metrowej chatki z piętrem, leżącej (bo w zasadzie ledwo stała, jak jej budowniczy) w Beskidzie Wyspowym. To wspomniany we wcześniejszych postach Kurnik (o słusznej ksywce), w którym spędziliśmy na wynajmie 2 lata.

 Nie wchodząc w szczegóły – Kurnik miał ogródek, w którym, może z racji małego metrażu domku, spędzaliśmy całe lato, a czasem i dłużej. Kanapki ze świeżo zerwanymi ziółkami, jakieś tam kwiatki wokół i walka z mrówkami, było znów czymś, o co w życiu zachcianek mi chodziło.

Pisząc o Kaninie, należy wspomnieć o kochanym sąsiedzie zza tak zwanego płota – Kaziku – co ogród miał jak z marzeń… Rododendrony jak Kaukazkich wzgórz, śliwki kradzione przez głodne szerszenie, maliny i winogrona, w istnie Jezusowym stylu, przemieniane w wino. No, ale Kazik to ogrodowy Bruce Lee, żaden temat mu nie podskoczy.

Ja sobie ten zielony kawałek kosiłam już po dorosłemu, kosiarką, wypieliłam wszystko do cna, wygrałam walkę z mrówkami i… wyprowadziliśmy się, po przegranej rundzie z właścicielami krzywego kurnika.

Beskidzkie pagórki zostały w tyle, a przed nami rozpościerał się nowy kraj, z górami wysokimi jak Aśka z podstawówki.

W Norwegii mieszkamy w domu, z ogrodem innym niż pozostałe. Koszeniem głównie zajmuje się nasz królik Fido i dzielna trójca jajecznych dziobaczy (Czarna, Rudy i Lincoln). W zimie kopiemy, w metrowym śniegu, jedynie ścieżkę do kurnika, nawet podjazd zostawiając zasypany. Nie jesteśmy typem Ciotki Petunii (z Harrego Pottera), walczącej o zdanie sąsiadów w temacie trawnika… Do tego Wąski radzi sobie z prawie każdą ilością śniegu, więc najlepiej odśnieża się jego oponkami.

Bez względu na temperaturę, gdy słońce wraca do wioski, obowiązkowym punktem jest celebrowanie tych trzech rażących minut w ogrodzie. Za to latem jesteśmy wzorowymi użytkownikami tej ziemi – kawki na świeżym powietrzu, mini warzywniaczek – do którego brak mi cierpliwości, dziobiące wokoło kurczaki i czasem wypuszczany na trawiastą wyżerkę Fidek. 

Oczywiście, tak jak przy moim pierwszym, metrowym ogródku, tak i teraz chciałabym wprowadzić pewne zmiany, swoje kwiatki, ogrodzenie anty – orłowe, jakieś bajery, wiecie, coś pod siebie. Jednak człowiek wynajmujący, wynajmowator, nigdy pełnej swobody nie doświadczy, już i tak na wiele naciągając właścicieli – bo nie oszukujmy się, kurczaki to ogrodowa rewolucja.

I tak od lat, marzę sobie gdzieś po cichu, o swoim skrawku ziemi, co go będę uprawiać jak skryba Otis, marchew. 

Nie rozwijam tu domowych wątków, bo to ogrodowy wpis, niewarty zaśmiecania mrzonką o własnym kącie, chociaż wiadomo, ogródek zwykle przylega do jakiejś nieruchomości, inaczej jest polem z krowami, co dają nawóz zachłannym nie-babciom.

To byłoby nawet zgrabne zakończenie moich ziemskich wywodów, ale jest tu jeszcze ważna i wydaje się, przełomowa część, o której skromnie ciężko wspomnić. Bo czując się niczym magnat, a raczej magnaci czy magnatka z magnatem, staliśmy się właścicielami ziemskimi (coś poszłam w średniowiecze). Mówiąc prosto – mamy ziemie! I to nie tą z wora, ale działkę z prawdziwego zdażenia – co mogę na niej sadzić, przesadzać, budować i kopać ile sił w łopacie – bo nasza ci ona. Co więcej w nienaszej wiosce, ale to już temat tak kontrowersyjny, że zasługuje na osobny wpis.

Hip Hip Hurra!

Fjørå – tu jest nasza niebiańska ziemia.
6 komentarzy
  • Kazimierz

    10 maja 2023at22:40 Odpowiedz

    Hej1
    Kanina składa gratulacje, szkoda, że działka nie w Beskidzie ale Norwegia nie tak znowu daleko, może kiedyś wpadnę na konsultacje ogrodnicze? Pozdrawiamy

    • Agowca

      19 maja 2023at12:57 Odpowiedz

      Dziękujemy <3 Oh! To będzie zaszczyt, trzymam kciuki za powodzenie 😉
      Pozdrowienia!

  • Agnieszka

    6 maja 2023at14:28 Odpowiedz

    Gratulacje ‼️ (a przy okazji uśmiałam się do łez). Uwielbiam Twoje teksty. Całuje

    • Agowca

      8 maja 2023at16:50 Odpowiedz

      Dziękuujemy <3 I przekochane słyszeć taką radość <3

  • Aguu

    6 maja 2023at13:44 Odpowiedz

    ♡♡♡♡♡

    • Agowca

      8 maja 2023at16:49 Odpowiedz

      Ohhh tyle serduch, aż moje rośnie 😉

Zostaw słówko, bo co ci szkodzi.